Przegląd Sportowy OnetPiłka nożnaLiga NarodówJako nastolatek stał się w Polsce sensacją. "Był duży niedosyt"
— Od dłuższego czasu mówiło się, że trzeba zmienić coś w reprezentacji, bo kibice nie chcą już patrzeć na drużynę, która stoi na 20. metrze i głównie wybija piłki. Po meczu z Francją spotkałem się z pozytywnymi reakcjami odnośnie do naszej gry, więc zdaję sobie sprawę, że kibice będą tego oczekiwać w kolejnych spotkaniach — mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Kacper Urbański. 19-latek z miejsca stał się filarem reprezentacji Polski i jako jeden z niewielu naszych piłkarzy wracał z Euro 2024 z podniesioną głową. A przecież jeszcze rok temu był niepewny swoich dalszych losów.
29 sierpnia 2024, 09:03
- Kacper Urbański zadebiutował w reprezentacji Polski tuż przed Euro 2024, a na niemieckim turnieju stał się jej podstawowym zawodnikiem
- Z jednym wyjątkiem. Przeciwko Austrii (1:3) Michał Probierz wprowadził go dopiero w końcówce. — To był dla nas bardzo ważny mecz, więc jakieś obrażanie się czy okazywanie, że jest się złym, byłoby nie na miejscu i nie fair w stosunku do chłopaków, którzy zaczynali mecz w pierwszej jedenastce — mówi nam Urbański
- 19-latek opowiada nam nie tylko o Euro 2024 i kolejnych celach, ale i o życiu we Włoszech. — Mieszkam w Bolonii, gdzie widać inną kulturę i inne postrzeganie świata. Jest tutaj więcej słońca, ludzie częściej wychodzą na zewnątrz. Do pierwszej w nocy są na mieście, więc bardziej korzystają z życia — przyznaje
- Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Nie mogę nie rozpocząć od tematu ostatnich dni, czyli zakończenia kariery przez Wojciecha Szczęsnego. Jak będziesz go wspominał?
Poznałem go niedawno. Przez miesiąc byliśmy razem na zgrupowaniu. Bardzo się cieszę, że udało mi się załapać na grę z nim i przeciwko niemu, gdy był jeszcze w Juventusie. To naprawdę bardzo ważna postać dla polskiej piłki, ale nie tylko, bo grał bardzo długo we Włoszech, a wcześniej w Anglii. Uważam go za bardzo dobrego bramkarza.
Myślę, że jego decyzja nie jest pochopna. To bardzo inteligentny człowiek, więc pewnie wszystko sobie przemyślał i dlatego pożegnał się z piłką. Wiadomo, że chciałbym z nim jeszcze zagrać, ale pewnie nie będzie już takiej możliwości.
- Wojciech Szczęsny to gatunek na wymarciu. Tym bardziej szkoda jego odejścia
Łukasz Skorupski prasuje już pomału bluzę z numerem 1?
To już zależy od trenera Michała Probierza. "Skorup" zawsze powtarzał, że jest gotowy, żeby reprezentować swój kraj jako numer 1. Myślę, że jest na to gotowy mentalnie. Piłkarsko to nawet nie mówię, bo pod tym względem był przygotowany już od wielu lat. Jeśli zostanie pierwszym bramkarzem, jestem w pełni przekonany, że w każdym meczu pokaże pełnię swoich umiejętności.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
A jak z twoją formą? Po kontuzji nie miałeś jeszcze okazji wystąpić w oficjalnym meczu.
Odczuwałem dyskomfort w kolanach, ale trenuję już od trzech tygodni. Fizycznie czuję się bardzo dobrze. Wróciłem do kadry Bologni na mecz z Napoli, a teraz przed nami spotkanie z Empoli. Nic mi nie dolega, jestem gotowy do gry.
To dobry prognostyk, bo wielu kibiców nie wyobraża już sobie reprezentacji Polski bez ciebie.
Bardzo się cieszę, że kibice tak mnie odbierają po tych kilku meczach i występie na Euro. To jest bardzo budujące, ale nie można na tym poprzestać. Kolejnymi meczami chciałbym udowodnić, że moja dotychczasowa gra, to nie był przypadek.
- Michał Probierz wyraźnie zaznaczył teren. Ani kroku wstecz
Tak z ręką na sercu: gdy rok temu mieszkałeś kątem o "Skorupa" i nie było wiadomo, co dalej z twoją klubową przyszłością, mimo wszystko wierzyłeś, że wybiegniesz w pierwszym składzie reprezentacji Polski na Euro 2024?
Powiem tak: gdy okazało się, że zostaję w Bologni, chciałem przede wszystkim łapać minuty, bo wiedziałem, że jak będę prezentował dobrą formę, to będzie możliwość, by zostać powołanym. Wiadomo, że nie powiedziałbym, że za rok będę grał w wyjściowej jedenastce w naszym meczu otwarcia na Euro, ale miałem swoje cele i dążyłem do tego, żeby je osiągnąć.
Już na rok przed Euro Urbański błysnął pięknym golem w juniorach Bologni:
Jak zmieniło się twoje życie po Euro?
Moja rozpoznawalność wzrosła kilkukrotnie. Wcześniej byłem bardziej rozpoznawalny w Bolonii niż w Polsce, zwłaszcza po awansie z klubem do Ligi Mistrzów. Po Euro mogło się to zmienić. Jak byłem w trakcie wakacji w Gdańsku, ciągle ktoś mnie zatrzymywał, żeby pogratulować występów. Podobnie jest we Włoszech, bo jest tu dużo naszych rodaków.
Można się tylko z tego cieszyć, bo po to też gra się w piłkę, żeby być bardziej rozpoznawalnym. Ale mogę zapewnić, że nie wpłynie to ani na moje zachowanie, ani na moją grę. Nie będę spoczywał na laurach, tylko starał się iść do przodu.
Powiedziałeś kiedyś, że po meczach widzisz więcej negatywów w swojej grze. Jak więc z perspektywy czasu oceniasz swój występ na Euro?
Pod względem indywidualnym mogę być zadowolony, bo nieczęsto się zdarza, żeby w wieku 19 lat wychodzić w pierwszym składzie na mecz otwarcia, a łącznie wystąpić we wszystkich trzech spotkaniach. Spełniłem dziecięce marzenia, więc czuję pewne zadowolenie.
Jeśli chodzi o drużynę, to nie chciałbym wypowiadać się za kolegów, ale był duży niedosyt. Czuliśmy, że możemy osiągnąć coś więcej, zdobyć więcej punktów. Czuliśmy się naprawdę dobrze jako zespół. Wiedzieliśmy, że możemy grać ofensywnie. Nie baliśmy się nikogo. Stało się jednak tak, że jako pierwsi odpadliśmy z turnieju.
A jak twoje występy ocenił twój tata? Przez długi czas wystawiał noty za każdy występ.
Do tej pory to robi. Był na każdym naszym meczu, więc na własne oczy widział, jak mi poszło. Ale noty pozostawię już dla siebie, bo to sprawa między nami.
OK, a zgodziłeś się z jego ocenami? Tata jest dość surowym recenzentem — dostać od niego 8,5 to już kosmos.
Żeby dostać taką ocenę, musiałbym strzelić hat-tricka. A na poważnie, to zależy to też od danego meczu. Każdy ma inną specyfikę, dlatego też noty się zmieniają. Po Euro dostałem pozytywne oceny, ale nie chodzi tylko o nie. To też okazja, żeby skonfrontować swoje poglądy. Na końcu zawsze spotkamy się gdzieś pośrodku.
Jako ambitny piłkarz byłeś pewnie zawiedziony, że po tak obiecującym występie z Holandią w kolejnym meczu, z Austrią, wszedłeś dopiero na końcówkę.
Nie nazwałbym tego zawodem, bo to była decyzja trenera, a ja chciałem jak najlepiej dla drużyny. To był dla nas bardzo ważny mecz, więc jakieś obrażanie się czy okazywanie, że jest się złym, byłoby nie na miejscu i nie fair w stosunku do chłopaków, którzy zaczynali mecz w pierwszej jedenastce.
Wiadomo, że sportowa złość jest zawsze — nie tylko wtedy, gdy nie gra się w wyjściowym składzie. Myślę, że ona może tylko pomóc, o ile nie pojawia się arogancja.
Mecz z Francją pokazał, w jakim kierunku powinna pójść reprezentacja Polski?
Jestem zwolennikiem ofensywnej gry i "siadania" na przeciwnika. Nasz selekcjoner też preferuje takie podejście. Pokazaliśmy to w ostatnim meczu na Euro. Z wicemistrzami świata staraliśmy się prowadzić grę, co dało nam remis. Myślę, że nie tylko wynik pokazał, że chcemy iść do przodu i ciągle poprawiać naszą grę, ale też nasza postawa przez 90 minut.
Moim zdaniem w ogóle nie odstawaliśmy od tak utytułowanych rywali i myślę, że nawet po meczu mogli czuć respekt przed naszą drużyną, ponieważ nie pozwoliliśmy im na swobodne rozgrywanie piłki czy nie staliśmy tylko na 30. metrze.
Po tamtym meczu można czuć pewien optymizm. Myślę, że powinniśmy iść w tym kierunku, żeby zdobywać dobre rezultaty i cieszyć kibiców swoimi występami. Wiadomo, że gra się też dla kibiców.
Dobrze, że wspomniałeś o wynikach, bo one po Euro w pewnym stopniu zeszły na dalszy plan, bo skupiliśmy się na tym, że reprezentacja Polski w końcu chciała grać w piłkę. A przecież już niebawem jedziecie do Szkocji i wszyscy będą oczekiwać i dobrej gry, i zwycięstwa.
Oczywiście. Od dłuższego czasu mówiło się, że trzeba zmienić coś w reprezentacji, bo kibice nie chcą już patrzeć na drużynę, która stoi na 20. metrze i głównie wybija piłki. Po meczu z Francją spotkałem się z pozytywnymi reakcjami odnośnie do naszej gry, więc zdaję sobie sprawę, że kibice będą tego oczekiwać w kolejnych spotkaniach.
Co będzie celem w Lidze Narodów, która rozpoczyna się już niebawem?
Zawsze stawiam sobie najwyższe cele. Bo jeśli przyjmiemy, że chcemy wygrać tylko jeden mecz w grupie, nie będzie to miało sensu. Do każdego występu trzeba podchodzić na 100 proc. i starać się go wygrać. Nieważne, kogo ma się za rywala.
Jako młody chłopak miałeś idola? Sinisa Mihajlović okrzyknął cię mianem "Zizou polacco", więc może akurat wzorowałeś się na Zinedinie Zidanie?
Staram się podpatrywać najlepszych na świecie i od każdego brać coś po trochu. Nie było czegoś takiego, że miałem jednego ulubionego piłkarza i tylko jego chciałem naśladować. Ale gdybym miał wymienić swoich idoli, to przede wszystkim byliby to Ronaldinho, Messi, brazylijski Ronaldo, Kaka czy Zidane. To takie moje top 5.
A masz jakiś klub, z którym chciałbyś się zmierzyć? W czwartek poznasz rywali w Lidze Mistrzów, więc możesz głośno wypowiedzieć swoje marzenie.
Fajnie byłoby skonfrontować się z tymi najlepszymi, którzy są faworytami do wygrania tych rozgrywek. To zawsze są ciekawe mecze. Tak czy inaczej, w Lidze Mistrzów gra się z najlepszymi drużynami w Europie, więc słabych rywali tam nie będzie, ale fajnie byłoby zagrać na stadionie Realu, Barcelony czy Liverpoolu.
Odważnie.
Na co dzień gramy z Interem, z Juventusem, z Milanem czy z Romą, i to nawet przy 80 tysiącach widzów, więc... Nie to, że mnie to nie rusza, bo każde wyzwanie jest bardzo mobilizujące, ale to nie jest tak, że pojedziemy na te słynne stadiony pełni obaw. Żadnego strachu na pewno nie będzie.
Optymistycznego podejścia i pewności siebie nabyłeś głównie we Włoszech czy jeszcze w Polsce wyróżniałeś się takim podejściem do życia?
Myślę, że 80 proc. to wpływ moich rodziców. Oni zawsze przekazywali mi, żeby być pewnym siebie. A te 15 czy 20 proc. wypracowałem już sobie sam.
Jak zmieniło cię życie we Włoszech?
Poznałem tu nową kulturę i język. W drużynie mamy dużo zawodników z zagranicy, co też jest bardzo rozwijające.
Udziela ci się większy luz? Takie włoskie podejście do życia?
To już zależy od konkretnego człowieka. Nie powiedziałbym, że wszyscy we Włoszech mają większy luz niż osoby, które żyją w Polsce. Każdy jest inny.
Mieszkam w Bolonii, gdzie widać inną kulturę i inne postrzeganie świata. Jest tutaj więcej słońca, ludzie częściej wychodzą na zewnątrz. Do pierwszej w nocy są na mieście, więc bardziej korzystają z życia. A na południu Włoch to już w ogóle.
My, jako rodzina, nie odczuliśmy po przeprowadzce większej różnicy, bo charakteryzujemy się tym, że duży luz mamy na co dzień. Czerpiemy z życia, jesteśmy otwarci i cieszymy się z tego, co mamy.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.